Cud Metaboliczny – Recenzja książki Diane Kress

Cud Metaboliczny – Recenzja książki Diane Kress

Wiem – trochę zaniedbuję bloga. Wszystko z powodu nowej diety, na której jestem od 5 września (w chwili pisania – ponad 2 miesiące), na której jem słone przekąski zaraz przed snem i… na której schudłem. Zaciekawiłem Was?

Dziś opowiem Wam o książce, która wpadła mi w ręce w jednej z tanich księgarni w chwili, gdy zastanawiałem się nad przejściem na dietę po wakacyjnych szaleństwach. Wiadomo – grille, spotkania z rodziną i przyjaciółmi, obiadki, kolacyjki, imprezki, piwko, kiełbaska… I znów zacząłem wyglądać o 5 kg zdrowiej. Szlag, trzeba znów coś ze sobą zrobić. No i zrobiłem. Przeszedłem się z żoną do księgarni, gdzie za dyszkę udało nam się kupić książkę pt. „Cud metaboliczny” autorstwa mało znanej u nas pani dietetyk – Diane Kress.
Całość diety opiera się na podważeniu przez autorkę jednakowości metabolizmu w przypadku każdego człowieka. Innymi słowy, autorka twierdzi, że znaczna część osób ma tzw. metabolizm B, charakteryzujący się zwiększoną reakcją organizmu na przyjmowane węglowodany. W przypadku osób z metabolizmem B standardowe, książkowe metody odchudzania nie działają lub działają, ale w odmienny sposób, przynosząc często inne skutki, niż powinny. Ludzie z odmiennym metabolizmem często cierpią na wymienione w książce przypadłości, takie jak ociężałość, apatia, spadki energii (zwłaszcza popołudniami), skłonność do depresji, wybuchy złości czy chęć podjadania, a najbardziej widocznym i – dla wielu – najwredniejszym skutkiem odmiennego metabolizmu są ciągłe problemy z wagą, występujące mimo trzymania się przeróżnych diet czy przestrzegania zasad ujemnego bilansu energetycznego (spalanie większej ilości kalorii niż spożywana). Właśnie takim osobom przychodzi z pomocą Diane Kress ze swoją dietą, która ma przywrócić metabolizm do normy.
Dieta składa się z trzech etapów.

Etap I: swoisty reset dla organizmu.
Zadaniem pierwszej fazy jest pozwolenie wątrobie i trzustce na prawie dwumiesięczny odpoczynek. Przez ten czas maksymalnie ograniczamy spożywane węglowodany, w praktyce przestawiając organizm w fazę ketogenną. Wolno nam jeść większość produktów białkowych, przy jednoczesnym ograniczeniu produktów zawierających białko, lecz bogatych w węglowodany. Tym samym zabronione są m.in. jogurty i mleko, a jajka jeść można w liczbie nieprzekraczającej 5 sztuk tygodniowo. Dozwolone są mięsa praktycznie każdego rodzaju, pod warunkiem ograniczenia tłuszczów zwierzęcych (czyli odkrawamy paski tłuszczu na szyneczce, unikamy kiełbas czy karkówki) oraz wszystkie ryby. Dopuszczalne są również sery, najlepiej takie o obniżonej zawartości tłuszczu. Oprócz białek wolno nam spożywać także tłuszcze roślinne (oliwa z oliwek, orzechy, produkty sojowe, oleje roślinne, oliwki, słonecznik, nawet lekki majonez), a także zdecydowaną większość warzyw.
Produktami absolutnie zakazanymi są m.in.: pieczywo (poza pieczywem chrupkim w niewielkiej ilości, o czym niżej), makarony, ryż, kasza, chipsy, chrupki, krakersy, paluszki, musli, owoce i soki, oczywiście czekolada i napoje słodzone, a także takie warzywa, jak ziemniaki, buraki, marchew, dynia czy rośliny strączkowe.
Jednym z głównych założeń diety jest spożywanie posiłków w odstępach nie większych niż 5 godzin. Oznacza to, że musimy zjeść coś zaraz po wstaniu z łóżka (załóżmy, że ok. 7:00), następnie po upływie nie więcej niż 5 godzin (czyli przed 12:00), potem przed 17:00, przed 22:00 i – uwaga – zaraz przed pójściem spać. Zaskoczeni? Tak to działa i trzeba się tego pilnować.
Jednocześnie w książce znajduje się lista produktów dozwolonych w małych ilościach, gdzie wartość przyjmowanych węglowodanów nie może przekroczyć 5 g (po odjęciu od całkowitej ilości węglowodanów ilości błonnika). Przerwa pomiędzy przyjmowaniem takich produktów musi wynosić więcej niż 5 godzin, czyli – trzymając się założeń diety – nie możemy jeść ich co posiłek. W książce nazwane jest to zasadą 5×5. Do takich produktów zaliczają się m.in. niskowęglowodanowe: chleb, keczup, tortille czy koktajle bezcukrowe. Na początku może wydawać się to skomplikowane, jednak z czasem przestaje sprawiać problem, a obliczeń zazwyczaj dokonujemy jednorazowo. Przykład?
1 kromka pieczywa chrupkiego Wasa ma 3,9 g węglowodanów i 0,3 g błonnika. Po odjęciu błonnika z obliczeń wychodzi, że 1 kromka ma ok. 3,6 g węglowodanów. Oznacza to, że w co najmniej pięciogodzinnych odstępach możemy spokojnie zjeść jedną taką kromkę (a nawet więcej niż jedną, np. 1 i 1/3).
Mój przykładowy dzień składał się z kromki chleba z wędliną na śniadanie, garści orzechów koło południa, obiadu (np. kurczaka z warzywami), kolacji (znów z jednej kromki) i przekąski przed snem (np. garści oliwek).
Oprócz samej diety musimy trzymać się jeszcze paru ważnych zasad. Do najważniejszych z nich należy zwiększenie aktywności fizycznej (wskazane co najmniej pół godziny ćwiczeń dziennie) i duża ilość (ok. 2 l) wypijanych napojów niesłodzonych.
Czas trwania I fazy: 8 tygodni.

Etap II: Wprowadzanie węglowodanów
Gdy już zanudziłem Was pierwszym etapem i jego wskazaniami, dalej będzie praktycznie z górki. Faza II kieruje się podobnymi zasadami, przy czym obowiązkowym staje się spożywanie zwiększonych ilości węglowodanów (11-20 g) częściej niż co 5 godzin. Tak, dobrze widzicie – będziemy się opychać batonikami przed snem. ? Jak to: batonikami!? Otóż do grona produktów dozwolonych dochodzą nam wytęsknione produkty: „normalny” chleb (najlepiej żytni), ziemniaki, ryż, kasza, makarony, buraki, marchew, krakersy wielozbożowe (jak popularne Sunbites), batoniki proteinowe, mleko, musli, chlebki pita, płatki owsiane lub jęczmienne, popcorn (prażony bez tłuszczu), kukurydza, groszek, fasola, soczewica, a także owoce. Oczywiście nie bez ograniczeń. Na każdy z posiłków (częściej niż co 5 godzin) musimy zjeść swoją porcję 11-20 g węglowodanów, ni mniej, ni więcej. Musimy więc wszamać przykładowo: kromkę chleba żytniego, pół filiżanki tłuczonych ziemniaków, lub ryżu, pół filiżanki marchewki, jednego batonika, 1 średniej wielkości owoc (np. jabłko) lub pół czegoś słodszego (np. banana) albo 30 g krakersów. Wybór należy do nas.
U mnie zazwyczaj wygląda to w ten sposób, że rano zjadam na śniadanie kromkę chleba z czymś smacznym, potem – przed upływem 5 godzin – batonika proteinowego. Na obiad to, co na fazie I, ale z dodatkiem niewielkiej ilości ryżu lub ziemniaków (ostatnie dwa dni jadłem pieczone frytki z batatów, supersprawa!), potem pod wieczór znów kromkę, a przed snem małą miseczkę krakersów. Czy przytyłem od tego cokolwiek? Nic, ani grama, a wręcz przeciwnie.
Reszta zasad II fazy jest taka sama, jak przy fazie I, czyli nadal ćwiczymy i pijemy. Oprócz powyższych nakazanych węglowodanów możemy dodatkowo spożywać też produkty z grupy 5×5 na tej samej zasadzie, co w fazie pierwszej (maksymalnie 5 g rzadziej niż co 5 godzin).
Czas trwania II fazy: 8 tygodni lub dłużej, do osiągnięcia upragnionej masy ciała.

Etap III – spokojna i świetlana przyszłość…?
Będę z Wami szczery – w tej chwili wciąż jestem na fazie II, więc nie zagłębiałem się w to, co mnie czeka dalej, a… książkę pożyczyłem koleżance, więc nawet nie mam jak sprawdzić. ? Jednak o ile pamiętam, faza III trwać ma do końca życia i pozostawia nas z jedną zdroworozsądkową zasadą, według której mamy sobie wydzielać dzienną ilość spożywanych węglowodanów. Książka prezentuje nam proste wyliczenia (na podstawie naszych parametrów, takich jak płeć, budowa czy aktywność fizyczna), dzięki czemu dowiadujemy się, jaką ilość węglowodanów dziennie powinniśmy przyjmować, by nie przytyć.
Na pewno ciekawią Was efekty, prawda? Przed przystąpieniem do diety miałem lekką nadwagę, która wyniknęła z zaniedbania się i nieprzestrzegania proteinowych czwartków po sukcesie z Dukanem. W trakcie diety w całkiem przyjemny sposób schudłem 8 kg, osiągając bez problemu masę o 1,5 kg niższą niż moja najniższa waga po Dukanie. Muszę tylko się przyznać, że zaniedbywałem obowiązkowe ćwiczenia fizyczne – gdyby nie to, efekty byłyby jeszcze lepsze!
Czy polecam tę książkę? Jasne, czemu nie. Kolejne fazy są przyjemne, uczą dyscypliny i łamią schematy. Jednocześnie naprawdę da się schudnąć, o ile oczywiście ma się nadwagę i… metabolizm B. Czy akurat Ty go masz? Najlepiej będzie, jeśli kupisz książkę i przekonasz się samodzielnie. Tylko przestrzegam – nie przechodź na tę dietę wyłącznie w oparciu o zasady, które znajdują się powyżej. Wiele rzeczy pominąłem, kilku być może nie zrozumiałem. Dlatego jeśli chcesz spróbować swoich sił z cudem metabolicznym, odsyłam Cię do księgarni (można ją dostać w księgarniach TAK Czytam w większych miastach Polski, a także – niewiele drożej, bo już za niecałych 11 zł – w księgarniach internetowych). A może masz tę dietę już za sobą? Podziel się efektami!

P.S. Wpis powstał po północy, w trakcie opychania się chipsami tortilla w ramach przekąski przed snem. ?

Czy podobał Ci się przepis?

Kliknij na gwiazdkę aby go ocenić!

Średnia ocen 0 / 5. Licznik ocen: 0

Bądź pierwszym, który oceni ten przepis!

Przykro nam, że nie spodobał Ci się przepis

Odezwij się do nas jeśli masz jakieś uwagi!

Powiedz nam jak możemy ulepszyć nasze treści

Roni

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *